piątek, 29 lipca 2011

Wyjazdowy weekend ;)

Znikam na weekend, by zapoznać się bliżej z magicznymi zakątkami Krakowa :)
A wraz ze mną w podróż wybiera się :

Być może recenzja pojawi się już po moim powrocie, acz nie obiecuje - mam zamiar odwiedzić dużo miejsc i czasu na czytanie będzie mniej niż zwykle.
Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego weekendu :)

wtorek, 26 lipca 2011

Zbieracz truskawek, Monika Feth

Pierwszą rzeczą, która przyciąga w książce pani Feth jest okładka. Czarna, subtelna, z rysunkiem przedstawiającym owoc, upstrzony kroplami krwi, samym swym widokiem wzbudza dreszcze u oglądającego. A jeżeli dodać do tego jeszcze oryginalny tytuł i intrygujący dopisek, można się spodziewać, że żaden miłośnik thrillerów nie przejdzie obok niej obojętnie. Często zdarza się, że reklama nie idzie w parze z zawartością, ale patrząc na ,,Zbieracza truskawek" człowieka ogarnia przeczucie, że to będzie coś specjalnego. Na szczęście szybko okazuje się, że nie jest to wrażenie mylne.

W Niemczech od pewnego czasu dzieją się dziwne rzeczy. Gdzieś w głębi kraju kryje się groźny psychopata, który zabija ludzi, wybierając na swoje ofiary młode dziewczyny. Nie są to, jednak zwykłe morderstwa, a to ze względu na kolekcjowanie łańcuszków ofiar przez zabójcę... Jette jest zwykłą dziewczyną, zajętą swoimi problemami i trzymającą się z daleka od wzburzającej media afery. Do czasu, gdy jedna z jej przyjaciółek ginie z rąk oprawcy. Podczas pogrzebu, publicznie przysięga, że zrobi wszystko by znaleźć człowieka, który ją skrzywdził, zwracając na siebie jego uwagę...

Największą zaletą książki nie jest sam pomysł, ale wykonanie. Styl autorki jest lekki i interesujący, wciąga czytelnika już od pierwszych stron, mimo tego, że na początku spotykamy się z opisami. Nie pełnią one, jednak roli ozdobników, racząc czytelnika długimi, mało istotnymi obrazami przyrody, ale wprowadzają nas w życie głównej bohaterki, pozwalając na zaznajomienie się z rzeczywistością w jakiej żyje, jej rodziną i przyjaciółkami. Zdarzenia opowiadane są z perspektywy kilku postaci, także mordercy, co pomaga poznać poglądy pozostałych bohaterów, nie ograniczając się jedynie do Jette. Autorka podzieliła książkę na parę części, zaczynając od ukazywania nam codziennego życia, stopniowo przechodząc do morderstwa i związanych z nim komplikacji, kończąc na rozwiązaniu całej sprawy, nie bez emocji, od których wiele razy może zakręcić się nam w głowie. Monika Feth doskonale ukazała uczucia jakie towarzyszą ludziom podczas bólu po stracie bliskiej osoby, a także postawy, które wówczas przyjmują; zdecydowaną, przerażoną, zrozpaczoną. Potrafiła stworzyć charaktery tak wiarygodne, że bylibyśmy w stanie uwierzyć, że cała historia wydarzyła się naprawdę, a jednocześnie tak różnorodne jak to tylko możliwe. Dała nam równocześnie okazję do zobaczenia sprzeczności w tym jaki wpływ tragedia wywiera na ludzi młodszych i starszych, a również działań podejmowanych w takich przypadkach przez policję, dzięki czemu możemy spojrzeć na ich rolę inaczej i docenić trud, jaki wkładają w rozwiązanie sprawy. Przynajmniej jeśli chodzi o komisarza Berta, który nie broni się przed niczym by odnaleźć mordercę, wchodząc w najbardziej intymne aspekty życia ofiary. Na uznanie zasługuje postać zabójcy, który nie jest zwykłym perwersyjnym, głupim oprychem, ale inteligentnym, młodym człowiekiem, jaki wychowany w innych okolicznościach, miałby wszelkie predyspozycje do tego by zostać kimś ważnym w społeczeństwie. Tutaj możemy też zwrócić uwagę na stary przesąd, o tym jak bardzo traumatyczne przeżycia z dzieciństwa oddziałują na nasze dalsze życie oraz psychikę, co może obfitować w nieodwracalne skutki.

A przecież wystarczyłaby tylko odrobina miłości...

Właściwie jedynym minusem całej powieści jest straszna naiwność Jette, jaka ujawnia się nam, gdy nawiązuje ona romans z nieznanym mężczyzną, co wydaje się dość osobliwe po tym co spotkało jej przyjaciółkę. Możliwe, że jest to spowodowane zagubieniem w poszukiwaniu bliskości po stracie kochanej osoby, ale tak czy inaczej wypada słabo i niezbyt przekonująco, zwłaszcza w obliczu czyhającego zagrożenia spowodowanego kontrowersyjną deklaracją podczas pogrzebu; o którym wszyscy z otoczenia dziewczyn, nieustannie jej przypominają. Prawdopodobnie wykazuje się tutaj własną wrodzoną nieufnością, ale głupota Jette sprawiała, że miałam ochotę wprost ,,wskoczyć" do książki i nią potrząsnąć. Czy naprawdę oczekiwała, że morderca przyzna się do czynu, że nie będzie krył się ze swoją zbrodnią? Za nic nie mogłam zrozumieć jej postawy. Nie mogę sobie wyobrazić jak można być tak ślepym na fakt, że ,,tajemniczy przyjaciel" przyjaciółki, przypomina jej nowego towarzysza nie tylko wyglądem, ale także stylem bycia i traumatyczną przeszłością. Pani Feth starała się wytłumaczyć zaślepienie dziewczyny uczuciem, jakie wytworzyło się pomiędzy nią, a obcym, mnie osobiście to, jednak nie przekonało.

Podsumowując, ,,Zbieracz truskawek" to moim zdaniem pozycja obowiązkowa, doskonale ukazuje nam to, że nie wszędzie mamy do czynienia tylko z ,,białym" albo ,,czarnym", miłością i nienawiścią, prawdą lub kłamstwem. Warto poświęcić trochę czasu na tę powieść, aby się o tym przekonać.

sobota, 23 lipca 2011

Akademia wampirów, Richelle Mead

Do tej książki zabierałam się z oporem. Możliwe, że wpływ na to miała okładka. Patrząc na nią niemal uwierzyłam, że spotkam się z kolejną płytką historią o dziewczynie, która zostanie uwikłana w trójkąt miłosny i zmuszona do wyboru pomiędzy dwoma uczniami akademii, a wątek poświęcony niebezpieczeństwu przyjaciółki będzie stanowił kroplę w morzu. Po licznych pozytywnych opiniach, jakie miałam okazję przeczytać, zmusiłam się, jednak by dać jej szansę i nie żałuję tego czynu, ale o tym w dalszej części recenzji.

Akademia wampirów opowiada historię dwóch przyjaciółek, morojki Lissy i dampirki Rose. Po tragicznych wydarzeniach jakie miały miejsce w życiu jej podopiecznej, Rose zabiera przyjaciółkę ze szkoły, by ją chronić. Niestety nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że zostają złapane i muszą powrócić w mury akademii. Jednak bezpieczeństwo Lissy nadal jest zagrożone...

Jakoże historii o szkołach dla nadnaturalnych istot jest mnóstwo, a nowe ciągle się pojawiają, muszę docenić Richelle Mead i przyznać, że zrobiła kawał dobrej roboty, zgrabnie wprowadzając nas w świat dampirów i morojów, a także kreśląc panujące nim reguły oraz wprowadzając tematy tabu; rzeczy, o których nie powinno się opowiadać, a jakie wciąż znajdują miejsce w życiu mieszkańców akademii. Rzadko spotyka się z tym, aby autorka tak dokładnie zadbała o wszystkie szczegóły i dokładnie, krok po kroku, odkrywała kolejne prawa, rządzące wampirami i ich opiekunami. Podczas czytania czułam się tak jakbym znała je od zawsze, co stanowi duży plus, bo czytelnik nie musi zastanawiać się nad tym, dlaczego dane określenie jest obraźliwe, a pewne na pozór niewinne zdarzenia wzbudzają dezaprobatę całego otoczenia. Do pozytywów można zaliczyć też różnorodnych bohaterów, lodowatego Dymitra, rozsądną Lissę, szaloną Rose i ironicznego Christiana. Każde z nich zachowuje się w sposób adekwatny do swojego charakteru, żadne nie zmienia się diametralnie w trakcie czytania, jak to dzieje się z wieloma postaciami, co sprawia, że relacje jakie się między nimi nawiązują wypadają bardzo wiarygodnie. Jedyne co mnie irytowało to boska, piękna i seksowna Rose, na którą każdy, nieważne dampir czy wampir miał (choćby nawet skrytą) ochotę. Po prostu nie lubię takich zabiegów, aczkolwiek tutaj były one do przeżycia. Ogółem akcja książki w większości skupia się na życiu szkolnym, jednak o dziwo nie działa to na jej niekorzyść, jakoże przedstawiane tam konflikty są na tyle wciągające, że bez wątpienia wynagradzają nam brak niesamowitych zwrotów akcji. Mimo tego, ktoś oczekujący natłoku zdarzeń lepiej zrobi, jeżeli sięgnie po inną pozycję.

Podsumowując, ,,Akademia wampirów" bardzo miło mnie zaskoczyła i z pewnością sięgnę po następne tomy. Jest to naprawdę niezwykła książka, niewątpliwie wyróżniająca się spośród tłumu zdecydowanie gorszych paranormal romance. Opowiada ona nie tylko o miłości i odpowiedzialności, ale o walce o siebie, a także o przyjaźni, dla której można poświęcić wszystko.

wtorek, 19 lipca 2011

One Lovely Blog Award

Witam :) Z przyjemnością informuję Was, że zostałam nominowana do One Lovely Blog Award przez Paulę, a także przez Annie za co chciałam bardzo serdecznie podziękować, jest mi naprawdę bardzo miło z tego powodu :) 



Zasady: 
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy, 
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.

1. Oprócz książek, jestem straszną maniaczką fanfiction, zwłaszcza angielskich. Potrafię milion razy dziennie sprawdzać, czy nie pojawił się nowy rozdział mojego ulubionego fanficka i strasznie ubolewam, gdy okazuje się, że zamiast niego ukazuje się notka o porzuceniu opowiadania.

2. Jak ognia unikam wszelkich portali społecznościowych takich jak facebook czy nasza klasa, jednak nie przeszkadza mi to posiadać konta na youtube, filmwebie, nakanapie, lubimyczytać, lastfm, ogólnie stron poświęconych filmowi, książkom czy muzyce :)

3. Jestem bardzo nieufną osobą, a przy tym dość zamkniętą, co sprawia, że trudno mnie poznać. Staram się z tym walczyć i być bardziej ,,otwartą" do ludzi, ale mimo to i tak potrzebuję dużo czasu by zaufać drugiej osobie.

4. Wpadam w panikę, kiedy widzę, że po biurku chodzi mi choćby milimetrowy robaczek, za to zupełnie nie boję się myszy. Swego czasu nawet hodowałam parę, co nadal wzbudza przestrach wśród znajomych i rodziny ;)

5. Uwielbiam zwiedzać. Nieważne co, ruiny, muzea, jaskinie, nieznane szczyty. Nie przepadam za to za przewodnikami. Rzadko trafia się na kogoś, kto naprawdę potrafi zaciekawić kogoś historią zamku, zamiast skupiać się na nudnych faktach, które sprawiają, że wszystkim kleją się oczy.

6. Często ,,bujam w obłokach" i myślami jestem daleko od swojego rozmówcy, dlatego nieraz trzeba się nieźle natrudzić by sprowadzić mnie z powrotem na ziemię.

7. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Właściwie nie pamiętam dnia, w którym nie wysłuchałabym choćby jednego kawałka. Szczególną miłością darzę zespoły takie jak Athlete, Mumfords and Sons, Coldplay i 30 seconds to mars :)

Siedem rzeczy o mnie już było, więc teraz pora na blogi, które nominuję :) Kolejność jest całkowicie przypadkowa, przy czym przepraszam jeżeli już ktoś wcześniej został nominowany, starałam się tego unikać, aczkolwiek jeżeli tak się stało, potraktujcie to po prostu jako wyraz mojej sympatii, gdyż bardzo lubię i często odwiedzam każdy z blogów, jaki wybrałam ;) Jeżeli ktoś nie ma ochoty brać udziału w zabawie, to oczywiście nic nie szkodzi, niczego nie narzucam :) 

Oto nominacje :

7. Domi
10. Kate
12. Susie
15. Dosiak
16. Magda

Pozdrawiam wszystkich i czekam na Wasze nominacje :)






niedziela, 17 lipca 2011

Dziewczyna o szklanych stopach, Ali Shaw

Ida MacLair przybywa na mroźny archipelag w poszukiwaniu pomocy. W jej ciele zachodzi dziwna przemiana, która powoduje, że dziewczyna zaczyna zamieniać się w szkło. Od tego czasu wędruje po St. Haunda's Land, starając się znaleźć człowieka, mogącego zatrzymać  przerażający proces. Zamiast niego spotyka Midasa, introwertycznego fotografa, który powoli zaczyna otwierać przed nią drzwi do swojego świata. Pytanie, czy jego miłość wystarczy by odwrócić zły los i zatrzymać uciekające chwile?

,,Dziewczyna o szklanych stopach" to książka, do której trzeba mieć odpowiednie podejście. Miłośnicy nieprzewidywalnych zdarzeń bardzo się na niej zawiodą, bo nie jest to powieść, która ma zabawiać. Zrozumiałam to dopiero po lekturze, kiedy przewróciłam ostatnią stronę i jeszcze raz powróciłam myślami do tego, co właśnie przeczytałam. Ali Shaw bardzo dobrze przemyślał sobie, jaką historię chciał uwiecznić. Mimo tego, że cała fabuła obraca się wokół niezwykłej przemiany Idy, tak naprawdę odbiera się wrażenie, że jest ona jedynie dodatkiem, a w rzeczywistości autor skupił się na emocjach, wprowadzając czytelnika w wir skomplikowanych osobowości i relacji, jakie między nimi zachodzą. W istocie, choć można było się spodziewać, że na wyspach nie spotkamy się z taką plejadą charakterów jak w powieściach, których akcja rozgrywa się w zatłoczonym mieście, już po lekturze kilku kartek stwierdzamy, że jest to całkowicie błędna diagnoza. Każdy z bohaterów posiada cechy, jakie wyróżniają go na tle innych postaci oraz problem, z którym się zmaga, tak jak Midas, walczący ze wspomnieniem ,,żyjącego w nim" ojca czy Carl, bezskutecznie starający się pogodzić z utratą ukochanej kobiety. Takie zwrócenie uwagi na uczucia może sprawiać wrażenie, że pomysł z główną bohaterką, przeobrażającą w szkło nie był do końca wykorzystany. Spotkałam się z takimi opiniami przed przeczytaniem książki i zgadzam się z nimi, jakoże właściwie dowiedzieliśmy się na ten temat naprawdę mało. Przez całą powieść czekałam na wyjaśnienie, co spowodowało przemianę Idy, jakoże bardziej niż wszelkie tajemnice, uwielbiam odnajdywać ich wyjaśnienia i sprawdzać, czy były zgodne z moimi przypuszczeniami. W ,,dziewczynie o szklanych stopach" rozwiązania niestety nie znalazłam, co odrobinę mnie zirytowało, ale szybko wyrzuciłam to w niepamięć, obserwując uczucie rozwijające się między Midasem, a Idą. Autor doskonale ukazał różnice w ich usposobieniach, zwracając uwagę na frustrację i irytację Idy oraz strach i niezdecydowanie Midasa. Nie był to jeden z przewidywalnych romansów, zaczynający się od ukradkowych uśmiechów i ,,głębokich" spojrzeń. Oboje potrzebowali czasu by zaufać drugiej osobie, co sprawiło, że łączące ich relacje wydawały się jeszcze bardziej realne. Na plus zdecydowanie działa również niezwykły klimat mroźnego i odległego archipealgu, który pozwala czytelnikowi wczuć się w atmosferę nostalgii, panującą w powieści. Na wspomnienie zasługują też z pewnością retrospekcje bohaterów, dzięki czemu mamy okazję lepiej zrozumieć działania podjęte przez daną postać, chociaż nie spodobało mi się to, że dotyczyły one nie tylko Midasa i Idy, ale również charakterów drugoplanowych. Zapewne autor chciał w ten sposób wyjaśnić pewne sytuacje, które mogłyby wydawać się niezrozumiałe z punktu widzenia Idy czy Midasa, jednak według mnie działa to na niekorzyść książki, bo tylko przysparza jej łzawych i nie do końca frapujących opisów, które w zdecydowanej większości nudzą i wywołują uczucie senności.

Podsumowując ,,Dziewczyna o szklanych stopach" jest książką, przekazujacą wiele wartości, uczącą i przestrzegającą przed podejmowaniem postaw życiowych, jakie nie gwarantują osiągnięcia szczęścia. Jest niezwykłym studium psychiki ludzkiej, obnaża wady i zalety ludzkie w pełnej okazałości, niczego nie ukrywając. Nie jest ona, jednak najbardziej wciągającą powieścią z jaką miałam ochotę się spotkać i nie każdemu przypadnie do gustu. Mimo to uważam, że warto zwrócić na nią uwagę, jako na powieść ,,rzadką jak orchidea - piękną i ekscentryczną".

piątek, 15 lipca 2011

Brudnopis, Siergiej Łukjanienko



Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie świat, w którym nikt nie zdaje sobie sprawy z waszej obecności. Wszystkie najbliższe osoby, rodzice, przyjaciele, a nawet współpracownicy zachowują się tak jakbyście byli dla nich całkowicie obcymi ludźmi. Wasze dokumenty rozpadają się w pył, a mieszkanie trafia w ręce dziwacznej, niezbyt sympatycznej dziewczyny, podającej się za jego prawowitą właścicielkę. Nikt nie potrafi wam pomóc, a sprawy przybierają coraz gorszy obrót, gdy okazuje się, że ktoś zmusił was do porzucenia swojego starego życia i zaangażował w coś, o czego istnieniu nie mieliście zielonego pojęcia. Brzmi przerażająco? Taki los spotkał dwudziestosześcioletniego Kiryła, głównego bohatera ,,Brudnopisu" autorstwa Siergieja Łukjanienki.

Powieść pana Łukjanienki ewidentnie wywiera dobre pierwsze wrażenie na potencjalnym czytelniku. Mroczna, przyciągająca wzrok okładka i ciekawy opis na odwrocie książki zdecydowanie wzbudzają zainteresowanie, zwłaszcza u miłośników fantasty. Pytanie tylko, czy reklama dorównuje treści? Na początku wydaje się, że tak. Książka wciąga już od pierwszej strony, a chyba każdy, pisarz czy amator, zdaje sobie sprawę, jak ciężkie jest to zadanie. Niestety zainteresowanie spada, gdy dowiadujemy się więcej o roli jaką przewidziano dla Kiryła, a także o świecie - a raczej o światach -  w jakich przyjdzie mu przebywać. Mam wrażenie, że autorowi trochę zabrakło pomysłów na to jak wypełnić nudę w życiu Kiryła. Za bardzo skupił się na posadzie głównego bohatera i nieco zaniedbał jego życie osobiste.Świadczy o tym choćby kompletnie bezsensowna i nic nie wnosząca scena wyprawy po psa, którego bohater utracił na początku książki albo nieustanna obecność alkoholu. Czasami miałam wrażenie, że jest on Kiryłowi niemal tak samo potrzebny jak tlen do oddychania. Nie ma mowy o żadnych szlachetnych i odważnych czynach, ewentualnie o ich przetrawieniu bez ,,czegoś na dokładkę". O ile na początku nie zwracałam na to większej uwagi, później zaczęło mnie to irytować. Niemal odetchnęłam z ulgą, kiedy do akcji wkroczył wątek romantyczny, aczkolwiek wybranka Kiryła zupełnie nie przypadła mi do gustu. Całe ,,uczucie" jakie ich łączyło wydawało mi się nieprawdopodobne i nierealne, pomijając fakt, że wszystko wydarzyło się zdecydowanie za szybko. W jednej chwili poznajemy dziewczynę, a w drugiej hop, dziewczyna wprowadza się do Kiryła i przyjmuje rolę jego kochanki. Do plusów książki można natomiast zaliczyć nieprzewidywalne zakończenie oraz ukazanie niektórych bohaterów, światów, a także roli Kiryła i jego podobnych, w zupełnie innym świetle  niż wyglądało  to na początku powieści. Te fakty zdecydowanie podnoszą ocenę książki i sprawiają, że mimo wad, mamy ochotę oddać ukłon w stronę autora i powiedzieć : nieźle, naprawdę nieźle.

Podsumowując, książka z pewnością zasługuje na uwagę, choćby po to by oderwać się trochę od stereotypowych historii i zobaczyć jak może wyglądać powieść z perspektywy dorosłego mężczyzny, ale nie gwarantuję, że spodoba się każdemu, bo choć odkrywanie nowych światów może ciekawić, nie jestem pewna czy przypadnie do gustu większości wielbicielów wartkiej akcji.

środa, 13 lipca 2011

Jeśli zostanę, Gayle Forman




Nie będę owijać w bawełnę i powiem szczerze, że ,,Jeśli zostanę” nie było książką, na której rozpoczęcie czekałam z zapartym tchem. Prawdopodobnie w ogóle bym jej nie przeczytała, gdyby nie to, że rozżalona nieobecnością wybranych przez siebie tytułów, błądziłam między regałami w bibliotece, szukając czegoś, co
pomogłoby mi zabić czas. Opowieść pana Formana wpadła mi w ręce zupełnie przypadkowo, kiedy chciałam już odwrócić się i wyjść. Czy był to dobry wybór? Okaże się w dalszej części mojej recenzji.

Główna bohaterka, Mia, ma siedemnaście lat. Wiedzie spokojne i szczęśliwe życie, wraz ze swoją rodziną, która choć różni się od niej pod względem usposobienia, jest dla niej ogromnym wsparciem. Sielanka nie trwa, jednak długo, bo pewnego dnia ma miejsce wypadek, w którym najbliżsi dziewczyny tracą życie. Teraz Mia, tkwiąca w stanie zawieszenia pomiędzy życiem, a śmiercią musi zdecydować, czy po utracie rodziny ma jeszcze powód do tego by pozostać na świecie, czy lepszym wyborem będzie poddanie się.

Przyznam, że zanim zapoznałam się z treścią, cały czas wydawało mi się, że mam do czynienia z historią lekką. Tak też do niej podeszłam, jako do miłej, sympatycznej historyjki, która nie wywrze na mnie większego wpływu; nie pozostawi po sobie żadnego śladu. Wpływ na to miał po części oklepany opis książki. Bo ileż to znamy książek, w których główna bohaterka musi dokonać wyboru pomiędzy miłością, a śmiercią? Na to pytanie chyba nie trzeba odpowiadać. Cieszę się, jednak, że ,,Jeśli zostanę” nie okazało się kolejną stereotypową opowieścią, pełną patosu i wymuszonego wzruszenia. Mimo, że mamy do czynienia z wyborem pomiędzy życiem, a śmiercią, bohaterka podchodzi do tej sprawy bardzo dojrzale i nie podejmuje decyzji pod wpływem chwili, tak że właściwie do samego końca nie zdajemy sobie sprawy z tego, co postanowi. Podoba mi się również to, że Mia nie jest jedną z tych ,,wszystkowiedzących” bohaterek, które od samego początku wydają się być doskonale zorientowane, co się z nimi dzieje. Do wszystkiego dochodzimy stopniowo, zarówno bez pośpiechu jak i zbędnego zwlekania, co sprawia, że czytelnik nie ma problemu z dopasowaniem się do akcji książki. Na pochwałę zasługują również ciekawie napisane retrospekcje, które bez problemu splatają się z wydarzeniami jakie mają miejsce po wypadku. Odrywają nas trochę od zdarzeń, rozgrywających się w szpitalu, a jednocześnie wprowadzają nas w świat Mii, jej niezwykłej i niekonwencjonalnej rodziny, przyjaciółki Kim i chłopaka Adama, uświadamiając jak wielką rolę odgrywają oni w życiu głównej bohaterki. Autor naprawdę popisał się przy kreowaniu charakterów rodziców Mii, wychodząc poza utarte schematy nadopiekuńczej matki i wiecznie zajętego ojca. Zarówno matka, jak i ojciec Mii są zakochani w muzyce, mają wielkie poczucie humoru i traktują swoje dzieci na zasadzie przyjaciół, dając im zdecydowanie więcej ,,luzu”, niż mogą sobie na to pozwolić ich rówieśnicy, nie pozwalając, jednak na to by potomstwo weszło im na głowę. Godną zauważenia jest też silna więź uczuciowa pomiędzy Mią, a Adamem, która od samego początku jawi się jako coś stałego, znacznie wykraczającego poza kategorię płochych licealnych romansów. Ich związek nie pozbawiony jest lęku i niepewności, a także wyrozumiałości w stosunku do drugiej strony, co nadaje mu realizmu i budzi sympatię czytelnika.

Podsumowując, książka bez wątpienia ma swoje wady, w niektórych momentach może wydawać się odrobinę przesłodzona, a pojedyncze opisy sali szpitalnej dłużą się niemiłosiernie, ale moim zdaniem warto przymknąć na nie oko i poświęcić trochę czasu na tą pozycję, aby docenić jak bardzo ważne są dla nas takie wartości jak rodzina, miłość czy przyjaźń, i choć przez chwilę zastanowić się, jakbyśmy się czuli, gdyby pewnego dnia przyszło nam je utracić.


wtorek, 12 lipca 2011

Jutro, John Marsden



Przyznam szczerze, że od samego początku, gdy ujrzałam na półce „Jutro” autorstwa Johna Marsdena, towarzyszyło mi przeczucie, że to będzie coś specjalnego. Nauczona wcześniejszymi doświadczeniami, starałam się, jednak powstrzymać entuzjazm w obawie przed rozczarowaniem. Z przyjemnością stwierdzam, że już po przeczytaniu kilku kartek zdałam sobie sprawę, że mój niepokój okazał się całkowicie niepotrzebny. John Marsden naprawdę wie co robi, zgrabnie wprowadzając czytelnika w codzienność bohaterów, aby chwilę później przejść do opisywania sytuacji, od których włos się jeży na głowie.

Narratorką jest nastoletnia dziewczyna, Ellie Linton, jedynaczka wychowana na farmie. Historia zaczyna się w momencie, gdy wybiera się ona na biwak wraz z grupą przyjaciół. Młodzież świetnie bawi się z daleka od rodziców, między niektórymi z nich wytwarzają się mocniejsze więzi. Szczęśliwi wracają do domu, nie spodziewając się, że zamiast ciepłego powitania zastaną tam opustoszałe miasto i martwe zwierzęta. Szybko dociera do nich prawda - zostali zaatakowani przez obce wojska, które przejęły kontrolę nad krajem. Teraz Ellie i jej towarzysze muszą zrobić co się da by zatrzymać piekło, jakie zastąpiło dobrze im znaną codzienność.

„Jutro” jest jedną z niewielu książek, do których nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Jest tam wszystko co, przynajmniej w moim mniemaniu powinno znaleźć się w opowieści dla młodzieży. Mamy tam do czynienia z prawdziwym gejzerem emocji. Autor nie boi się pokazywać, co bohaterowie odczuwają w danym momencie, dzięki czemu obraz rozpadających się w pył młodzieńczych marzeń jest jeszcze bardziej wiarygodny. Czytając książkę możemy na własnej skórze zasmakować strachu, złości, determinacji, a nawet radości, kiedy śledząc z bijącym sercem los danego bohatera, uświadamiamy sobie z ulgą, że udało mu się wyjść cało z opresji. John Marsden wykazuje się również niezwykłą znajomością natury nastolatków, zwracając uwagę na to jak postacie, zmieniają się na naszych oczach, starając się odszukać własny sposób na to by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Niemal przez cały czas mamy do czynienia z korowodem zdarzeń, gdzie jedna groźna sytuacja, wprawia w ruch kolejną, nie dając nam okazji uspokojenia własnych emocji.

Książkę tę mogę polecić każdemu, kto tęskni za porządną powieścią dla młodzieży, której akcja ma miejsce w dobrze znanym nam świecie, bez wątków w postaci ukrytych mocy, tajemniczych przejść i niezwykłych stworzeń. To jedna z pozycji, nad którymi nie można przejść obojętnie, jeżeli tylko jest się gotowym na to, że jutro może nie być już żadnych zasad.