środa, 3 sierpnia 2011

Sto dni po ślubie, Emily Giffin



Czy można kochać równocześnie dwie osoby?
Czy wyrzucając kogoś z pamięci, równocześnie pozbywamy się tej osoby ze swego serca?
Co może się wydarzyć, gdy przeszłość wkradnie się do twojego życia?

Na te pytania z pewnością odpowie książka Emily Giffin ,,Sto dni po ślubie".

Główna bohaterka, Ellen, jest młodą, szczęśliwą kobietą. Mieszka w Nowym Jorku, mieście jakie uwielbia, ma cudownego męża i pracę, w której czuje się spełniona. Żyje jak w bajce dopóki dokładnie sto dni po swoim ślubie z Andy'm spotyka Leo, swoją dawną wielką miłość. Wraz z jego pojawieniem się odżywają w niej zapomniane uczucia i Ellen zaczyna mieć wątpliwości, czy to Andy jest tym, z którym chce spędzić resztę życia... Wszystko pogarsza się, gdy Leo proponuje jej wspólną pracę...

Wiele osób twierdzi, że nie powinno oceniać się książki po okładce i ja również zaliczam się do grona tych, którzy hołdują tej opinii, jednak kiedy zobaczyłam na półce powieść pani Giffin, nie mogłam powstrzymać się od tego, by po nią nie sięgnąć, licząc na to, że spotkam się z ciekawą historią. Znałam już trochę styl pisania autorki, więc byłam gotowa na to, że na początku przytłoczy mnie ilość opisów i retrospekcji, wprowadzających czytelnika w obecny świat głównej bohaterki, i wcale nie zdziwiłam się, gdy moje przeczucie się potwierdziło. Nie ma wątpliwości, że najtrudniejsze w książkach Emily Giffin są wstępy, które zwłaszcza miłośnikom szybkiej akcji mogą się okazać trudne do przebycia. Muszę, jednak oddać pisarce sprawiedliwość i zwrócić uwagę na fakt, że nie były to opływające w kwieciste epitety opisy przyrody, a najróżniejsze fakty dotyczące życia Ellen, od jej codzienności w Pittsburghu i wyjazdu na college, do znalezienia swego powołania i wyjścia za mąż. Nie ma wątpliwości, że naprawdę postarała się o to by zawrzeć w nich jak najwięcej szczegółów, co sprawia, że już po paru pierwszych rozdziałach możemy powiedzieć, że wiemy o niej wszystko co trzeba. Działa to na plus, bo nie musimy się niczego domyślać, ale równocześnie stanowi duży minus, gdyż postać Ellen nie wydaje nam się już tajemnicza, a co za tym idzie maleje szansa na to, że dowiemy się o niej czegoś nowego podczas dalszej lektury. Do ,,wad" książki zdecydowanie można zaliczyć też to, że cała akcja opiera się na jednym wątku, czyli miłosnym trójkącie między Andym, Ellen i Leo. Na próżno, więc oczekiwać tutaj natłoku niespodziewanych zdarzeń, bolesnych intryg czy fałszywych relacji. Fabuła od początku do końca jest całkowicie przewidywalna, poza może jednym zaskoczeniem w postaci sekretu zatajonego przez Margot, najbliższą przyjaciółkę głównej bohaterki. Nie miałam żadnych problemów w tym by odgadnąć co stanie się dalej, ani tym bardziej w oderwaniu się od książki, która szczerze mówiąc wciągnęła mnie dopiero przed samym końcem. Wcześniej lektura przypominała drzemkę, z której budziłam się jedynie, gdy w tekście pojawiła się jakaś wzmianka o Leo, by chwilę potem ponownie zapaść w sen. Oczywiście, nie oznacza to, że ,,Sto dni po ślubie" nie jest pozycją wartą zainteresowania. Zawiera w sobie wiele pozytywów, do których zaliczyć można choćby styl jakim posługuje się pisarka, prosty i lekki, umilający nam czas spędzony nad powieścią, a także realizm zdarzeń. Do plusów należą też niezwykle udani bohaterowie, sprawiający wrażenie, że czujemy się jakbyśmy czytali o prawdziwych ludziach, a przy tym emanujący jakąś sympatyczną aurą, dzięki której naprawdę ciężko się nie uśmiechnąć, gdy odnajdujemy w tekście ich liczne przekomarzania. Warto zwrócić też uwagę na doskonale wyeksponowane uczucia Ellen oraz pozostałych bohaterów w stosunku do jej odnowionych kontaktów z Leo. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jeżeli chodzi o relacje zachodzące między postaciami i ich wiarygodność, nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń.

Podsumowując, ,,Sto dni po ślubie" nie jest ,,książką-pułapką", nie każdy dostanie się w jej sidła. Nie jest też wielkim dziełem, po którym można rozpływać się w zachwytach. Mimo to uważam, że warto zwrócić na nią uwagę, choćby ze względu na wartości, które przekazuje i problem, jaki porusza.

________________________________________

Poza recenzją chciałam bardzo podziękować za wszystkie życzenia udanego wyjazdu. Naprawdę było mi bardzo miło przeczytać je po powrocie :) Dziękuję!

14 komentarzy:

  1. Lubię historię trójkątów miłosnych, ale uwielbiam, gdy akcja jest przy tym wielowątkowa. Jak widac tu tego zabrakło. Słyszałam o książce wiele, jednak nie wiem kogo ostatecznie wybrała. Stawiam na Leo, ale sama się przekonam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie jak zawsze zachęciłaś. Gdy tylko pojawi się okazja, z chęcią ją przeczytam:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dużo słyszałam o książkach tej autorki i ciesze się, że w końcu natrafiłam na recenzje i to pozytywną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do książek pani Griffin, bo nie spodziewałam się po nich niczego poza lekką obyczajówką, ale ostatnio nabrałam ochoty właśnie na taką tematykę, więc czemu nie? ;) Chociaż trójkąty miłosne to dla mnie ciężki orzech do zgryzienia - nie przepadam za nimi, bo często jest tak, że ciężko z nich wybrnąć i zawsze ktoś będzie cierpiał :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Swego czasu wszędzie natykałam się na książki tej autorki ;) Dotychczas po nie nie sięgnęłam i jak widzę po Twojej recenzji, nie jest to literatura na tyle genialna, żeby czym prędzej rzucić wszystko i pochwycić powieść pani Giffin. Być może sięgnę kiedyś, jeśli najdzie mnie ochota na nieco literatury kobiecej :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałam o tej ksiażce. Wydaje się ok, ale jakoś mnie specjalnie do niej nie ciągnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale czytałam o jej życiu w jedynym z wydań "Wysokich Obcasów" i zaciekawiłam mnie. Mam jej książki w planach :)
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę w końcu sięgnąć po którąś z książek Emily Giffin, bardzo mnie do nich ciągnie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam kiedyś te powieści dla zabicia czasu, jednak drugi raz nie skusiłabym się na powieść Giffin. Owszem, jest miła i szybko ją się czyta, ale zapomniałam o niej niemalże na drugi dzień, a przypomniałam po dwóch tygodniach, kiedy to zalałam ją herbatą.

    Pozdrawiam,
    Darcy.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja mam wielką ochotę na serię Griffin. nie wiem czemu ale strasznie mnie do niej ciągnie, a już na pewno teraz, gdy wydawnictwo Otwarte zmieniło okładki. Wiem, że czymś niepoprawnym jest ocenianie książki po okładce, jednak wcześniej tylko to dawało mi siły do walki z zakupem tychże powieści,.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja również mam wielką ochotę na książki Pani Giffin ;) Mam w planach, przeczytać jakąś jej pozycję w tym roku i wydaje mi się, że obietnicy danej samej sobie dotrzymam ;D Z wampirami mi to się udało ( to było chyba największe postanowienie) to i z tym się uda ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze nie czytałam tej książki, lecz zaopatrzyłam się w cały komplet tejże autorki, dlatego jak znajdę czas to chętnie sięgnę po tę pozycje.

    OdpowiedzUsuń
  13. nie tak dawno kupiłam całą serię książek pani Griffi urzeczona ich nową szatą graficzną. nie mam co prawda bladego pojęcia jak ona pisze (nie licząc poznanych recenzji), ale myślę, że się nie zawiodę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Giffin ma bardzo wciągający styl pisania i mimo, że nie tworzy literatury wielkich lotów to między wierszami można doszukać się, że porusza wiele życiowych tematów.
    Ciekawa jestem czy "Sto dni po ślubie" jest wersji kieszonkowej? chętnie zaopatrzyłabym się w tę książkę.

    OdpowiedzUsuń