Pierwszą rzeczą, która przyciąga w książce pani Feth jest okładka. Czarna, subtelna, z rysunkiem przedstawiającym owoc, upstrzony kroplami krwi, samym swym widokiem wzbudza dreszcze u oglądającego. A jeżeli dodać do tego jeszcze oryginalny tytuł i intrygujący dopisek, można się spodziewać, że żaden miłośnik thrillerów nie przejdzie obok niej obojętnie. Często zdarza się, że reklama nie idzie w parze z zawartością, ale patrząc na ,,Zbieracza truskawek" człowieka ogarnia przeczucie, że to będzie coś specjalnego. Na szczęście szybko okazuje się, że nie jest to wrażenie mylne.
W Niemczech od pewnego czasu dzieją się dziwne rzeczy. Gdzieś w głębi kraju kryje się groźny psychopata, który zabija ludzi, wybierając na swoje ofiary młode dziewczyny. Nie są to, jednak zwykłe morderstwa, a to ze względu na kolekcjowanie łańcuszków ofiar przez zabójcę... Jette jest zwykłą dziewczyną, zajętą swoimi problemami i trzymającą się z daleka od wzburzającej media afery. Do czasu, gdy jedna z jej przyjaciółek ginie z rąk oprawcy. Podczas pogrzebu, publicznie przysięga, że zrobi wszystko by znaleźć człowieka, który ją skrzywdził, zwracając na siebie jego uwagę...
Największą zaletą książki nie jest sam pomysł, ale wykonanie. Styl autorki jest lekki i interesujący, wciąga czytelnika już od pierwszych stron, mimo tego, że na początku spotykamy się z opisami. Nie pełnią one, jednak roli ozdobników, racząc czytelnika długimi, mało istotnymi obrazami przyrody, ale wprowadzają nas w życie głównej bohaterki, pozwalając na zaznajomienie się z rzeczywistością w jakiej żyje, jej rodziną i przyjaciółkami. Zdarzenia opowiadane są z perspektywy kilku postaci, także mordercy, co pomaga poznać poglądy pozostałych bohaterów, nie ograniczając się jedynie do Jette. Autorka podzieliła książkę na parę części, zaczynając od ukazywania nam codziennego życia, stopniowo przechodząc do morderstwa i związanych z nim komplikacji, kończąc na rozwiązaniu całej sprawy, nie bez emocji, od których wiele razy może zakręcić się nam w głowie. Monika Feth doskonale ukazała uczucia jakie towarzyszą ludziom podczas bólu po stracie bliskiej osoby, a także postawy, które wówczas przyjmują; zdecydowaną, przerażoną, zrozpaczoną. Potrafiła stworzyć charaktery tak wiarygodne, że bylibyśmy w stanie uwierzyć, że cała historia wydarzyła się naprawdę, a jednocześnie tak różnorodne jak to tylko możliwe. Dała nam równocześnie okazję do zobaczenia sprzeczności w tym jaki wpływ tragedia wywiera na ludzi młodszych i starszych, a również działań podejmowanych w takich przypadkach przez policję, dzięki czemu możemy spojrzeć na ich rolę inaczej i docenić trud, jaki wkładają w rozwiązanie sprawy. Przynajmniej jeśli chodzi o komisarza Berta, który nie broni się przed niczym by odnaleźć mordercę, wchodząc w najbardziej intymne aspekty życia ofiary. Na uznanie zasługuje postać zabójcy, który nie jest zwykłym perwersyjnym, głupim oprychem, ale inteligentnym, młodym człowiekiem, jaki wychowany w innych okolicznościach, miałby wszelkie predyspozycje do tego by zostać kimś ważnym w społeczeństwie. Tutaj możemy też zwrócić uwagę na stary przesąd, o tym jak bardzo traumatyczne przeżycia z dzieciństwa oddziałują na nasze dalsze życie oraz psychikę, co może obfitować w nieodwracalne skutki.
A przecież wystarczyłaby tylko odrobina miłości...
Właściwie jedynym minusem całej powieści jest straszna naiwność Jette, jaka ujawnia się nam, gdy nawiązuje ona romans z nieznanym mężczyzną, co wydaje się dość osobliwe po tym co spotkało jej przyjaciółkę. Możliwe, że jest to spowodowane zagubieniem w poszukiwaniu bliskości po stracie kochanej osoby, ale tak czy inaczej wypada słabo i niezbyt przekonująco, zwłaszcza w obliczu czyhającego zagrożenia spowodowanego kontrowersyjną deklaracją podczas pogrzebu; o którym wszyscy z otoczenia dziewczyn, nieustannie jej przypominają. Prawdopodobnie wykazuje się tutaj własną wrodzoną nieufnością, ale głupota Jette sprawiała, że miałam ochotę wprost ,,wskoczyć" do książki i nią potrząsnąć. Czy naprawdę oczekiwała, że morderca przyzna się do czynu, że nie będzie krył się ze swoją zbrodnią? Za nic nie mogłam zrozumieć jej postawy. Nie mogę sobie wyobrazić jak można być tak ślepym na fakt, że ,,tajemniczy przyjaciel" przyjaciółki, przypomina jej nowego towarzysza nie tylko wyglądem, ale także stylem bycia i traumatyczną przeszłością. Pani Feth starała się wytłumaczyć zaślepienie dziewczyny uczuciem, jakie wytworzyło się pomiędzy nią, a obcym, mnie osobiście to, jednak nie przekonało.
Podsumowując, ,,Zbieracz truskawek" to moim zdaniem pozycja obowiązkowa, doskonale ukazuje nam to, że nie wszędzie mamy do czynienia tylko z ,,białym" albo ,,czarnym", miłością i nienawiścią, prawdą lub kłamstwem. Warto poświęcić trochę czasu na tę powieść, aby się o tym przekonać.