W starożytnym mieście Glome, oddającym cześć bogini Ungit, żyją dwie królewskie córki. Jedna z nich jest prawdziwą pięknością, traktowaną przez innych jak świętość, druga brzydzką dziewczyną, zmuszoną do tego by zakrywać twarz welonem i całkowicie oddaną siostrze. Kiedy na królestwo zaczynają spadać plagi i nieszczęścia, kapłani twierdzą, że jest to winą gniewu Ungit, która żąda krwawej ofiary w geście odkupienia za jej obrazę...
Pragnie poświęcenia jednego z mieszkańców pałacu...
Przyznam, że pana Lewisa znałam, pewnie jak większość osób, jedynie jako autora ,,Opowieści z Narnii", które aczkolwiek urzekły moje serce jeszcze, gdy byłam dzieckiem, nie zapisały się w mojej głowie tak, bym mogła się nad nimi bez końca zachwycać. Kiedy, jednak ujrzałam na półce ,,Dopóki mamy twarze" nie potrafiłam zmusić się do tego by przejść obok niej obojętnie. Książka niewątpliwie wywiera doskonałe pierwsze wrażenie. Intrygujący tytuł, ciekawy opis i subtelna okładka, przykuwają oko, sprawiając, że odczuwa się niemal wewnętrzną potrzebę by usiąść i przewrócić kilka pierwszych stron. Chęć lektury potęguje dodatkowo fakt, że wyjątkowo zgrabnie wprowadza nas w przedstawiony świat, kreśląc relacje panujące między mieszkańcami pałacu, ich charaktery, a także zwyczaje oraz wierzenia, w których największą rolę odgrywa bogini Ungit. Robi to przy tym w sposób tak naturalny, że wciąga czytelnika niemal od pierwszej strony, wytrwale dążąc do ,,właściwego" punktu, w jakim rozpoczyna się historia, czyli narodzin królewskiej córki, Istry, jakiej uroda od samego początku zapiera dech w piersiach każdego, kto na nią spojrzy. Od tego momentu akcja zaczyna nabierać tempa i szybko staje się dla nas jasne, że pomimo tego, iż powieść nie jest opowiedziana z jej perspektywy, to właśnie ona odgrywa tutaj największą rolę. Opis na okładce informuje nas, że książka napisana została na podstawie mitu, jednak dopiero podczas czytania dochodzimy do tego, że opiera się na historii Psyche i Erosa, śmiertelniczki i boga, których połączyło uczucie, za sprawą zazdrosnej o wdzięki królewskiej córki Afrodyty, jaką utożsamia bogini Ungit. Narratorką autor uczynił Orual, jedną z sióstr Istry, co według mnie było bardzo dobrym posunięciem, ponieważ mieliśmy dzięki temu szansę by w całej okazałości skosztować zmian i nowych elementów, jakie wprowadził, a także poznać inny punkt widzenia na znaną wszystkim opowieść. Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza to ta, w której mają miejsca wszystkie najważniejsze wydarzenia, opisuje życie Orual, jej chwile spędzone z Istrą i szczęście, jakie zostało im odebrane, do chwili zostania następczynią tronu w Glome i lat spędzonych na panowaniu w swojej krainie. Drugą, mogę nazwać jedynie końcową, jakoże zawiera w sobie zdecydowanie więcej przemyśleń Orual, a także ostatecznie zamyka wszelkie niewyjaśnione sprawy. Powieść wciągnęła mnie od pierwszej strony i podbiła moje serce do tego stopnia, że naprawdę trudno jest mi oddzielić rzeczy pozytywne od negatywnych, tak jak robiłam to z poprzednimi pozycjami. Na plus, mogę ocenić sam pomysł reinterpretacji pięknego, starego mitu, nowe elementy umieszczone przez autora, wspaniałą postać Orual, która mimo swej brzydoty jest kobietą silną i odważną, zmagającą się z problemami świata, w jakim przyszło jej żyć i targaną własnymi namiętnościami, w tym niespełnioną miłością do jednego ze swych podwładnych. Na pochwałę zasługuje również styl pisania Lewisa, lekki i prosty, tchnący prawdziwą magią oraz wielką mądrością. Jedyną wadą, jaką znajduje są opisy, jakie w pewnych momentach mogą sprawiać wrażenie przydługich i znaczny spadek akcji, od momentu, w którym Orual przejęła władzę nad miastem.
Przeczytałam, że C. S. Lewis uważał ,,Dopóki mamy twarze" za swoje najlepsze dzieło. Nie wiem na ile to twierdzenie jest prawdziwe, jednak jeżeli naprawdę je wypowiedział, nie pozostaje mi nic innego jak się z nim zgodzić. Ta powieść to nie tylko opowiedziany na nowo stary mit, ale również historia o prawdzie i fałszu, wierze i złudzeniu, a przede wszystkim o miłości, i o tym jak wielką krzywdę możemy wyrządzić tym, których kochamy.